A.Modigliani - Nude

Tropy...
Ślady stóp...
Zostaw ślad...

Dzieje...
2005
lipiec
czerwiec
maj
kwiecień
marzec
luty
styczeń
2004
grudzień

Zagubieni...
K!jo
Rien...
Moonwalkers...
Rozmawiamy
Ach te żony...
Nikegirl
Zapiski teściowej
Elf
Ktosiulka
Prophet of Doom
Outsiderka
Wiepszowinka
Sayoko
Sabina
Chłopczysko
Amaralis
Biedronka

Wizje...
Picasso
Malczewski
Zatrzymane w czasie...
Zatrzymane w czasie II...
Widok z mojego okna
Moje misto, moj sen...

Talk.pl

Słowem
wyżłobiłeś ranę
popłynęły łzy

ktoś powiedział, ze są krwią duszy
moja dusza krawi
choć nawet łzy nie chcą płynąć
przyduszone setką wymówek
i papierowym usmiechem przyklejonym do ust

nędzna prowizorka
poskłdana niezdarnie krucha jak domek z kart

Nie widzisz...
nie chcesz widzieć
bo przecież liczy sie to
że mam uśmiech na ustach...
Ailene

... Mów do mnie jeszcze...
Za taką rozmową
tęskniłem lata...
Każde twoje słowo
słodkie w mem sercu wywołuje dreszcze -
mów do mnie jeszcze...
Mów do mnie jeszcze...
ludzie nas nie słyszą
Słowa twe dziwnie poją i kołyszą,
Jak kwiatem, każdem słowem twem się pieszczę-
Mów do mnie jeszcze...
K. Przerwa-Tetmajer

Znowu daleko, smutnie...
śnieg przez szyby pełza
i noc przycichłym wichrem szarpie gwiazdy w więzach,
i znowu daleko, smutnie...
i znowu nie wrócisz z dalekich pól zapachem -
szorstką wonią mrozu,
oczu mi nie zasłonisz ciepłym, słodkim łachem -
- niebem przycichłym łzami i powrotem...
Nie przyjdziesz szeleszczącą ciszą w magłach drogami
(wieczór spłynie kolędą daleką, daleką)
i będziemy we dwoje tylko, smutni, sami,
ja i mrok beznadzieji...
i ty gdzieś nad nami...
K.K. Baczyński

Ty jesteś moje imię i w kształcie, i w przyczynie,
i moje dłuto lotne.
Ja jestem, zanim minie wiek na koniu-bezczynie,
ptaków i chmur zielonych złotnik.
Ty jesteś we mnie jaskier w chmurze rzeźbiony blaskiem
nad czyn samotny.
Ja z ciebie ulew piaskiem runo burz, co nie gaśnie,
każdym życiem i śmiercią stokrotny.
Ty jesteś marmur żywy, przez który kształt mi przybył,
kształt w wichurze o świcie widziany,
który o mleczne szyby buchnął płomieniem grzywy
i zastygł w dłoni jak z gwiazdy odlany.
I jesteś mi imię ruchów i poczynaniem słuchu,
który pojmie muzykę i sposób,
który z lądu posuchy wzejdzie żywicą-duchem
w łodygę głosu.
1 III 42 r.
K.K. Baczyński

W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po głowy, przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem.
Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty,
Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,
Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory
I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty.
Duszno było od malin, któreś, szapcząc, rwała,
A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,
Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni
Owoce, przepojone wonią twego ciała.
I stały się maliny narzędziem pieszczoty
Tej pierwszej, tej zdziwionej, która w całym niebie
Nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie,
I chce się wciąż powtarzać dla własnej dziwoty.
I nie wiem, jak się stało, w którym oka mgnieniu,
Żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła,
Porwałem twoje dłonie - oddałaś w skupieniu,
A chrusniak malinowy trwał wciąż dookoła.
B.Leśmian

Link :: 01.04.2005 :: 00:14

Szczypta syntetycznego spokoju...

Odnajsuje sie powoli... kroczek po kroczku. Powoli osfajam sie z myslami. Jednak jest jakos inaczej. Może po ciezkim dołku inaczej postrzega sie swiat. A może gdy nagle odchodzi ktos, kto był "od zawsze" zaczyna sie bardziej cenic życie. Nie wiem... W kazdym razie cos sie zmienilo, cos pekło, kilka tajemnic wyszlo na jaw. Moich najskrytszych tajemnic... Tak mi trosze lżej, ze powiedziałam. I pamietnik byc może przestanie być tajny, w sumie chyba lepiej, że zna adres. Może lepiej mnie zrozumie. Bo kochac kogos, z tendencjami do autodestrukcji jest ciezko. Przesadzam? Może... Jednak osobiscie nie chialabym patrzec jak moje dziecko/dziewczyna/wnuczka katuje sie w taki czy inny sposob.
Zaraz nzou połknę mała biala tabletke. Miligramy syntetycznej ulgi, spokoju, samoakceptacji, odwagi. Miligramy syntetycznej normalności. Brzmi troche jak wiersz Szymborskiej, ktory niedawno stal mi się dziwnie bliski. Kto powiedział, że życie ma być odważnie przeżyte? No własnie, kto? Szczerze mówiąc nie obchodzi mnie to. Moje zycie, wiec moge je przeczyc jak chce... Chocby na chemii...

Ailene
Komentuj(1)


Link :: 02.04.2005 :: 20:29

Jak bardzo kruchy jest ten swiat...

Przez całe zycie utwierdzałam sie w przekonaniu, że zawsze bedzie tak jak jest. Ze wszystko co mnie otacza jest niesmiertelne... ludzie, miejsca, sytuacje... A teraz? Teraz odchodzi człowiek, bedacy nieodłaczna cześcia swiata... nie umiem sobie wyobrazić swiata bez niego.
Wczoraj wszystko wydawalo mi sie jakies inne, jakbym pogodziła sie z tym, że coś się zmienia. Zapisałam te myśl w pamietniku. Otrzezwił mnie komentarz pewnej dziewczyny. Znowu zaczełam wierzyć, że jednak bedzie tak jak jest, że nic NIE może się zmienić. Pod wplywem chwili usunęłam ten wpis.
Tak bardzo chiałabym znow poczuc tą dziecieca wiare w trwałośc wszystkiego...
Boli mnie jeszcze to, że nawet nie wiem o co mam się modlić. O życie dla papieża, dalszą misje wsrod ludzi, pełną jednak bolu i trudow starości, czy o lekką, bezbolesną smierć i odpoczynek. Po prostu nie wiem...
Chiałabym jutro obudzić się i na szklanym ekranie telewizora zobazyć jak Papież znowu staje na swym balkonie i z miłością spogląda na ludzi...


Odszedł najlepszy z nas... juz nigdy nie bedzie tak jak kiedyś...


Ailene
Komentuj(1)


Link :: 03.04.2005 :: 20:39

...

Poczułam potrzebę pójscia do kościoła. I było inaczej... Bylo tak fajnie. Taki spokój, zaduma. Nie liczyłam minut do końca... I jakoś inaczej spojrzałam na to wszystko. Nie raziła mnie ta obłuda, ktra zawsze kojarzyła mi sie z kosciołem. Ksieża, ktorzy co innego głosza, a co innego robią, i ludzie, ktorzy po mszy spija sie, zbija zone, zbluzgaja sasiada, a za tydzien znowu do komunii... to juz nie mialo znaczenia. Kosciól jakby nabral innych barw... dla mnie.
Jaki bedzie swiat teraz, bez Ojca Świetego...? Taki pusty... Jakby na czarnym niebie znikła najjasniejsza gwiazda... Mrok pochłonie inne...
Ostatnio tyle mysli blaka mi sie po glowie. Wczoraj przyszedl do mnie łancuszek "zdrowie dla Papieza". Wysłałam go dalej. Potem napisał do mnie moj kumpel, z oskarzeniem, że to zabawa z umierajacego Papieża. Poklocilam sie z nim o to. Dla mnie to tez forma jedności, moze nie jest to idealna droga do solidarnosci z ludzmi, ale jednak jakas jest. Jednym łatwiej isc do koscioła i tam poczuć wspolnote z innymi, drudzy wybieraja inna droge, taką która dla nich jest najlpsza... nie popieram łancuszkow, jednak powinnismy byc razem, tak chiciałby Ojciec Swiety, a to też pewna droga solidarności... Moze jestem dziwna, naiwna i dla niektorych infantylna, ale dla mnie nie jest to tylko zabawa i też cos znaczy.
Jest mi zle... jakby dookoła mnie była tylko smierć. Jednoczesnie zycie odradza sie i konczy sie. Najpier wujek, teraz Ojciec Swiety... w szpitalu umiera na raka najlepsza przyjaciólka mojej cioci, ma niecałe trzydziesci lat. Kilka miesiecy temu w Olesnicy wisiały plakaty, zbierano pieniadze na leczenie. Marzyła o domu i rodzinie... a teraz? To niesparwiedliwe. Nic na tym swiecie nie jest sprawiedliwe. Wszystko skazane jest na smierc...
Czasem ma ochote krzyczeć, przeklinac i wyc. Umiera tylu niewinnych ludzi, a za przeproszeniem skurwysyny zyja szczesliwie i dlugo na swiecie, krzywdza innych i wszystko jest ok. Wiem... nie mnie to oceniac. Ale jednoczesnie... eh szkoda słow.


Ailene
Komentuj(1)


Link :: 04.04.2005 :: 21:51

Płomyk nadzieji...

Tak pieknie dzisiaj spiewali. Na dwa głosy, choralnie... tak wrecz anielsko. A potem na placu, gdy swiece uniosly sie w gore... Łzy stanely mi w oczach. Mam ochote rozplakac sie, ale nie potrafie. Za kazdym razem dusze to w sobie, a tak bardzo barkuje mi łez... by wrescie oczyscic umysl i dusze z emocji, by poczuć się wolna...

Ailene
Komentuj(4)


Link :: 06.04.2005 :: 17:16

Out of feelings

Odpłynęlam zupelnie w swiat obowiazkow. Nie mam nawet czasu na przemyslenia. Troche spokoju i wytchnienia daje mi kościól i spotkania na placu, przy swiecach i Barce. Ironia... zachowuje się jak sezonowy katolik... To co kiedys traktowałam jak społeczny przymus, nagle stalo się tak niezbedne...
Postaram sie nie rozpisywac. Mam sporo do wykłocia na jutro. Ostatnie dni liceum... Taki mnei czasem sentyment ogarnie, gdy pomysle sobie, ze cos konczy sie bezpowrotnie. Niewazne jaka jest moja klasa, czy nauczyciele... Chyba kiedys zatesknie za tym...
A jednak sie rozpisalam... Znowu zmaknelam sie w mojej skorupce, tak brutalnie rozbitej ostatnio. Wlasciwie jedyne co ostatnio czuje to zlosc na caly swiat. Resztakami sil hamuje sie by nie powiedziec niektorym osobom o jedno slowo za duzo. Jednym by to sie przydalo, drugich jednak moglabym skrzywdzic,a nie zaslozyli na to...

Ailene
Komentuj(2)


Link :: 07.04.2005 :: 21:03

Sad we live sad we die...

I tak to znowu śmierc zatoczya krag wokól mnie... Dziewczyna, o ktrej pisalam zmarła... Taka mloda i ładna. Kiedys ogladalam jej zdjecia ze slubu... Chciała wygladac jak nimfa. I rzeczywiście tak wygladała, w bialej prostej sukience i delikatnym kapeluszu... Marzyła o domu... jej marzenie juz sie nie spelni...
Znowu chciałabym krzyczec, gdzie jest ta cholerna sparawiedliwośc... Jedni pala i chleja przez cale lata, serwuja sobie smierc na raty, a jakos sa zdrowi i żyja. A odejsc musi, ktos, kto tak bardzo marzył o zyciu, a nie było mu ono dane...
Nie chce juz tej wiosny, wszystko zamiast odzywac, umiera. I to jeszcze tak blisko, mnie. Na wyciagniecie reki. Rok lub dwa lata temu, takze na wiosne, brałam udział w okcji zberania pieniedzy dla innej chorej dziewczyny. Ona była jedna z organizatorek... a teraz? Teraz juz jej nie ma...
Czasem wydaje mi sie, jakbym przyciagała smierc... Jakby za wszelka cene chciala sie ona zblizyc do mnie... Ja chyba jestem nienormalna...

Ailene
Komentuj(1)


Link :: 09.04.2005 :: 09:49

Ukołysał mnie mrok...

Znowu moja ukochana aria Bacha. Tylko dzisiaj tak cichutko, by nie zbudzić ledwo uśpionych koszmarów...
Malutki płomyczek świcy, taki co tylko mały kącik rozjaśnić może. Dzisiaj wszystko jest małe i ciche. Dzisiaj nienawidzę hałasu, dzisiaj nienawidze, wszstkiego co zakloca moj spokój.
Tak strasznie kojący jest ten mrok... i monotonne bębnieni kropli deszczu w szybe. Dzisiaj nawet historia jest kojąca, mimo swych zdrajców i krawych wojen.
Dzisiaj nawet moja dusza, w kleszczach chorej psychiki miała troche luzu.
Dzisiaj zaczełam po trochu nienawidzić, tych których niegduyś kochałam...
Wpis z czoraj... Obiecałam sobie, że wszystko co chce powiedzieć sie tu kiedyś znajdzie...

Ailene
Komentuj(0)


Link :: 09.04.2005 :: 23:19


Rozpłynełam się w wieczornym chlodzie... w deszczu tańczących kropelek, szepczących me imie...

Ailene
Komentuj(0)


Link :: 11.04.2005 :: 10:55

Krótka szkoła uwodzenia

Jest sloneczny, aczkolwiek zimny, poniedziałkowy poranek. W pokoju panuje nieopisany chaos, populanie zwany burdelem. Wszedzie walaja sie ksiazki i setki zabazgranych kartek. niestety nie mam co robic, wiec przegladam moje stare felietony, ktore kiedys tak sobie pislam, gdyz nie dosc ze nudzilo mi sie, to prawdo podobnie mialam gigantycznego pmsa, bo wprost ociekaja wredotą.
A oto jeden z nich. Niech redakcje "niebywale ambitnych babskich gazet", nie biora sobie zbytnio do serca i nie zaprzestaja redagowania tych jakze ambitnych artykułów, bo bedzie mi bardzo smutno i nie bede miec sie z czego nabijac.

Niedawno czytajac jakąs niebywale ambitna babska gazetę natknęłam sie na artykół dotyczący uwodzenia. Jako jedna z metod "zlowienie" faceta pani redaktor (zapewne zaprawiona w bojach) opisywała zabawe podłóznym przedmiotem. My, bezprecedensowe uwodzicielki mamy wiec w towarzystwie osobnika płci przeciwnej bawic sie zmysłowo papierosem czy dlugopisem, kieliszek trzymac za "nóżke" (hmm nie wiem jak inaczej trzymac mozna kieliszek) i takie tam rożne dziwne rzeczy robić. Swoja wspaniała rade pani redaktor popierała sposobem meskiego myslenia. Mianowicie panom ma to przywiesc na mysl, że mialbysmy ochote pobawic sie czyms innym... (no comments) Owe przedstawienie mozna zastosować w pubie, czy na imprezie, ale co zrobić w warunkach domowych?
Nie panikujcie moje drogie panie, staropanienstwo wam nie grozi. Otóz nic trudnego - najwyklejszy kij od szczotki rozwiąze ten, mogłoby sie wydawać niedorozwiazania problem.
Nie wszystkie z nas moga spedzać czas w pubach i na imprezach, wiec czemu mialby byc gorsze od swych beztroskich rowiesnic? Najprostrzy sposob - ubierz się w seksobny fartuszek, wez do reki szczotke
(taniec brzucha przy kijku mile widziany) i problem z głowy. Masz murowane - facet jest twoj!
Jeszcze mała rada, dla pan, ktore nie czuja się zbyt pewnie w fartuszku i ze szczotką. Pamietajcie jaka jest najkrotsza droga do serca meżczyzny... Ostrym nożem przez klatkę piersiowa


Ahh to były ambitne czasy, czytania ambitnych gazet... pozdrowieani dla ambitnej pani redaktor i powodzenia w kolejnych ambitnych podbojach oraz wiecej takich ambitnych i zmuszajacych do refleksji artykułów.

Taka jeszcze mała dygresja... Czyzby moje Honey przyciągneła do mnie spora liczba swieczek w moim pokoju...? Cos musi byc w tych podłóznych przedmiotach...

Doba, wiem, juz, ze zgupialam do reszty. Jestem doskonałym przykładem tego co matura robi z ludzmi.



Ailene
Komentuj(5)


Link :: 12.04.2005 :: 22:20

Zatrzymane w czasie...

Buszując sobie jak co wieczór w necie, natrafiłąm na stronę, a własciwie kolekcję starych zdjęć. Linka zamieszczam obok, wroce tam jeszcze.
Zawsze jak ogładam stare fotki to ogarnia mnie taka słodka melancholi. Natłok myśli...
Majac w ręce wiekową fotografię to tak jakby, trzymac w garści historię, czas... Jakieś zycie, ulotna myśl uwieczniona na kartce pamieru. Ludzie bez imienia i nazwiska, o rozmarzonych oczach, oderwani na chwilę od swojego zycia. Tylko po to by przetrwać na kawałku papieru.
Są tacy odlegli, w kapeluszach, wstążkach, gorsetach, zwężanych spodniach i śmiesznych butach. Fantazyjnie upięte włosy i zakecone wąsiki. Tacy inni, odlegli... Powazne, kamienne wrecz twarze... czasem uśmiech błąka się gdzies w kąciku warg. Jakby bali się uwiecznić swoje emocję...
Taka dziwna myśl... Czy robiąc sobie to zdjęcie, zdawali sobię sprawę, że tylko to po nich zostanie? Że wraz z nimi i ich bliskimi odejdą wspomnienia, a imię i pamięc po prostu zniknie? Pozostanie tylko fotografia...
Moja babcia gromadziła zdjęcią. Odeszła... została ich po niej pełna torba. Poniszczony kawałek skóry, gdzies na dnie szafy. A w nim zdjęcie żolnierza, w długim ciemnym płaszczu i wojskowej czapce. Sztywny kartonik z francuskim napisem, bez imienia i nazwiska. Szkoda... nie ma już nikogo, kto powiedziałby mi, kim on jest. Przypomina mi troche brata mojego pradziadka, innej postaci znanej tylko z fotorafii. Jednak chyba juz nigdy się nie dowiem...
Lubie czasem wyciągnąc te torbę i po raz kolejny obejrzeć te zdjęcia. Dzisiaj juz takich nie ma... Relikt minonych epok. Jednak własnie tego romantyzmu i ulotności brakuje mi w dzisiajszych fotkach. Technika wyparla magię...




Ailene
Komentuj(5)


Link :: 13.04.2005 :: 22:05

Do tych wszystkich, co ścigają wiatr...

Nie pozwolcie mu uciec... Gdy raz wydostanie się na wolność, nie wróci...

Ailene
Komentuj(1)


Link :: 14.04.2005 :: 20:21

Retrospekcja

Jutro koniec liceum. Jutro bede mieć srednie wykształcenie. Jutro ostatni raz pojde do szkoły. Potem już będą tylko uniwersytety...
Nie bedzie już wiecej polskiego i matematyki. Nie bedzie sciagania na klasowkach i wciskania kitu nauczycielom.

Nie bedzie kombinowania jak tu sie wywinąć. Nie bedzie wymyślania nowych faktów oczywistych przy odpowiedzi. Nie bedzie wymyslania pretekstow, zeby nie cwiczyc na wuefie. Nie bedzie spedzania religi w barze. Nie bedzie tostow i knysz w fajnym gronie. Nie zobacze juz (mam nadzieje) tych ktorych nie mam ochoty ogladac, ani codziennie nie bede spotykac tych, ktorych chciałabym widziec... nie bedzie pani od polskiego z cieplym glosem, opowiadajacym o Lottcie, w ktorej zakochal sie Werter. Nie uslusze, ze Napoleon odkryl, że Wielka Brytania jest wyspą. Nie bedzie funkcji i zimnej sali od matematyki. Nie bedzie ohmow i kulombow. Nie zobacze juz jak wybucha wodór. Nie bedzie siedzenia w czerwcu na klombie. Nie bedzie polewania sie z E. Nie bedzie obgadyania W. Nie bedzie kawałow D, ktorych on smiejac sie spada z krzesla. Stasiu zostanie w klasie u pana C. E nie przyjdzie juz w poniedzialkowe ranki by poopowiadac mi o B i postraszczac szczegoly minionego weekendu. Nie bedzie A i U z ich genialnymi tekstami, nie bedzie Adzi Croft. Nie bedzie przebiegania migiem przed cięzarowka. Nie bedzie grupowych polewek z trampek na szpilkach dziewczyny z drugiego konca korzytarza...

Czy było warto? Było...! Choćby dla ogromu wiedzy, jaka stamtad wynosze. Dla tych wszystkich szans, jakie były mi dane. Dla pochwał i nagrod. Dla wpojenia mi tego co najwazniejsze. I dla tej garstki ludzi, bez ktorych moje zycie bylo by inne... pustsze...

Załuję... żałuje, że tylko raz powiedziałam pewnej osobie, co naprawde o niej sadze. Załuje, ze snow wdałam sie w przyjazn, w ktorej to ja byla ta podporzadkowana. Załuję, że nie udalo mi sie wplynac na postepowania pewnej osoby. Zaluje, ze kilka tajemnic wyszlo na jaw. Załuje, ze pewnych ludzi tak naprawde blisko, poznalam zbyt pozno...

Tak mała łezka w oku mi sie zebrała... Kolejny rozdział zycia się zamyka, nigdy nie bedzie tak jak kiedys... Bede tesknic...

Ailene
Komentuj(1)


Link :: 15.04.2005 :: 20:14

Odeszło, zniknęło, rozplynęlo sie

Powiedzieli, zaspiewali, wyrecytowali
slowa
puste pokoje, stare daty
zalegla cisza
nie wroca

może zasusza platki roz
w niebieskiej ksiazce
posrod nazwisk i cyferek

Na scianie twarze
za szklem zawisna
usmiechniete bez czasu

Rozdzial zamkniety
nie wroci
nie napiszesz, przecztasz tylko
czasem
by pamietac
choc troszke

nie wrocą


Brakowało mi soczystej zieleni trawy...

Ailene
Komentuj(1)


Link :: 16.04.2005 :: 23:15

Fucking funny life

Jest mi zimno, czuje paskudny smak cukru w ustach po slodzonej herbacie (blee nie wiem jam mozna taka pić), krew mnie zalała, boli mnie brzuch, nie widziałam mojego honey od zeszłego czwartku, a w podziałek matura z angielskiego, w środe z polskiego a ja sie cholera nadal jąkam i dukam przy prezentacji. Na dodatek leży u mnie słownictwo z dziedziny polityki, gospodarki i bankowości, po some daję liczbe pojedyncza i myle past simlpe z present perfect. W glowie mam pustke, ide pierwsza z calej szkoly, a pan C. bedzie miał wystarczająco dużo energii by mnie wymaglować. Po prostu zajebiście... Kto ma pożyczyc mocny sznur?

Ailene
Komentuj(0)


Link :: 17.04.2005 :: 11:04

Maja olbrzymią wiedze... Jakie warzywo jest najlepszym materiałem na nos bałwanka?

Nie ma to jak błyskotliwośc polskiej telewizji

Ailene
Komentuj(1)


Link :: 17.04.2005 :: 21:49

What are you looking at? I know, Im stupid

Dopracowałam prezentacje z polskiego. Podreperowalam wstep i zakończenie. Skrociłam wszystko tak, że juz bardziej sie nie da. Moj monolog o wrednych babach wreszcie nabral kształtu. Pocwiczyłam trochę angielski z pania A. hehe nawet kilka pochwała dostalam. Byle tylko jutro nie zabrakło mi języka w gebie.

Normalnie odkryłam krotszą droge z Rataj (a może z Ratajów... whatever). Koło nowego stawu. Nowego, bo dopiero rok czy dwa lata temu oczyścili go i stał się zdatny dla spacerowiczów i łowcoów ryb. Pospacerowałam sobie tam z mamą. Wszedzie było pełno kaczek i nawet jede łabadz skads sie tam wział. Jakos tak wspomnienia wróciły...

Rok juz bedzie, 17 maja chyba, o ile dobrze pamietam, bo wowczas jeszcze nie przykładałam zbytniej uwagi do dat.
Mały podstep przyjaciółki. "Madzia moj kumpel potrzebuje pogadac z kimś, a ja nie mogę bo musze sie uczyć". "No dobra, ok, dawaj go".
Jak sie potem okazało to był podstęp i jej i jego. "H. masz jakas ładna i wolna koleżankę?" (hmm potraktowano mnie trochę jak towar, ale coz, jeden jedyny raz moge sie zgodzic " A wiesz, ze mam... chcerz fotke?" Tak oto skonczyłam jako ładna i wolna koleżanka. Hmm powinnam ich oboje oskubac, ale ze wzgledu że sa słodcy i kochani to bede wyjatkowo mila.
Tak wiec zaczelo sie od niezobowiązujących rozmow na gg. Potem pierwszy :*, nigdy ich nie wysyłalam, jakos tak bardzo intymne mi sie wydawały. Co innego teraz.
Pierwszy telefon. Jechał na koncert Metallici, do Chorzowa, na początku czerwca. Obiecał, że zadzwoni.
Wpadlam w panikę. Nie mogłam spać, bolał mnie żoładek. Miał zadzwonic o 7.15. Od 6 byłam na nogach. Gdy mineła 7,15 miałan nadzieje, ze zapomniał, mialam dosc tego stresu. Gdy zadzwonił telefon, odebrałam go drżącą reką. Nie wiele słyszałam. Dudnienie pociagu zaklocało slowa. Co chwila powtarzalisy sobie "Mów wyrazniej bo nie slysze". Niewiele zapamietalam z tamtej rozmowy. Tylko jego glos... głos ktory do dzisiaj działa na mnie jak balsam. Delikatny i łagodny. Czasem zasypiam jak do mnie mowi (wiem, swinia jestem ) jednak niewiele rzeczy tak niesamowicie mnie uspokaja. I jeszcze ten akcent z jakim wymawia slowo "kurwa"
Długo odwlekałam nasze pierwsze spotkanie. Jakos sie bałam, nie wiem czego. Zapraszal mnie do siebie, na nalesniki z parowką. Z poczatnu nie umiełam sobie ich wyobrazic, po prostu to połaczenie nie pasowalo mi, dopiero jak je sprobowalam,, zobaczylam jakie sa pyszne. (fakt, ze gotuje lepiej ode mnie, przemilczmy)
Niestety z nalesnikow z parowkami, na pierwszej randce nic nie wyszlo. Własciwie to uczte mialy tylko kaczki i labedzie. Ale nie wyprzedzajmy faktów, skoro juz zanudzam to zanudzam na smierc
Poprosiłam o spotkanie na tzw neutralnym terenie. Jakoze w Olesnicy nic ciekawego do roboty nie ma, to pojechałam do Wroclawia. Znowu wpadłam w panikę. Na kazdym przystanku zastanawialam sie czy nie wysiąść. Na moje nieszczescie spoznil sie pare minut. Zastanawialam sie czy nie zwiac z PKS. Ale twardo stalam. Chyba nie tylko my mielismy wowczas randkę w ciemno, gdyz podszedł do mnie chłopak i spytal sie czy przypadkiem nie jestem Ola. Jak sie okazalo nie byłam .
Pojawił się. Najdziwniejsze w tej całej rance było to, ze ja niemowa z wyboru, bojaca sie powiedziec dziendobry, gadalam jak najeta. Jak potem sam mi wyznal, ze byl zdziwiony, gdyż H. ostrzegła go, ze jestem raczej osobą malomowną.
Włoczylismy sie po Wroclawiu, co nam zostalo do dzis. Poszlismy na jedna z wysp. Nie wiem ja sie nazywa bo nie umiem ich wszystkich spamietac. S. wyjal torbe z chlebem i karmilismy kaczki. Oczywiscie nie bylabym soba, gdyby cos sie nie stalo. Noga mi sie poslizgnela i niemal wykapalam sie w Odrze. Łapal mnie w locie. Ciekawie, jak na pierwsza randke
Pamietam takie jedno zdarzenie. Nie byloby w nim nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że jestem strasznie niedotykalska. W zasadzie dotknac mnie moga tylko osoby blisko ze mna zwiazane, dotyku innych wrecz sie boje. A i sama, pomijajac podanie dloni na powitanie, nie dotykam ludzi, nawet unikam stykania sie z nimi przedramieniem gdy siedze obok, bo czuje sie wtedy zle. Taka jakas fobia, wiem niemormalna jestem. Do czego zmierzam... do tego, ze stojac na skrzyzowaniu S. objal mnie ramieniem i szepna do ucha, ze cieszy sie iz przyjechalam. Z mieszanymi uczuciami objełam go w pasie. Jakies takie połączenie nieśmialosci i lęku. ale jak sie okazalao dotyk wcale nie gryzl . Jak sie potem dowiedziala, także go zaskoczyłam. Nie spodziwał się, ze także go obejme.
Ostatnim punktem naszej randko-wycieczki był Park Szczytnicki. Jako ciekawostke dodam, ze moja mamcia także randkowala w tym parku . Taki duzy, ładny i zarośniety. Pospacerowalismy sobie troche. Mam taki dziwny zwyczaj, ze jak noszę torebke, to trzymam ją za pasek i opieram na niej lokiec. S. popatrył sie wowczas na mnie i spytal czemu tak kurczowo trzymam te torebkę. Zbił mnie z tropu, bo jakos utarło sie to trzymanie paska i nie bylo zadnego konkretnego powodu. Po prostu trzymałam i juz. Odpalilam, ze nie mam co zrobic z ręką (intelignetna odpowiedz, mam nadzieję, że jutro nie bede odpalac takich rzeczy). "Daj ją, to nie bedzie problemu". Matko Boska! Ja chodza z facetem za raczke! Zawsze uznawałam to za dziecinade i nabijałam się. Czasem też zastanawialam sie co zrobić, jak mi się ręka spoci. To byłaby siara... Na szczescie mi się nie spociła. Za rączkę odprowdzil mnie na PKS. I za rączke prowadza mnie do dziś.
Chociaż dopiero 26 czerwca, tak naprawde zaczeliśmy być razem. Także pamiętny dzien. Taki miałam zwyczaj, że prosiłam go by powiedział mi "coś milego" (zreszta do dzisiaj go mam, a jemu brakuje pomyslow). Tamtego dnia to on mnie poprosił bym mu powiedziałą mu coś miłego. Byłam juz wtedy mocno zakochana. Wiem, to krotki czas, ale jakos praktycznie od początku wiedziałam, ze z tego coś bedzie, dlatego tez rzuciłam sie na głęboką wodę. Unikalam tego tematu "jak pies jeża" (jak S. ładnie to określił), on jednak wciąż nalegał. Wymyslałam różne rzeczy: "Masz ładny glos, lubie go sluchac", "Lubię jak mnie całujesz", "Ładnie pachniesz...". Domagal się czegoś wiecej. Zniknal w koncu na chwile. Coś mnie tknęło. "Wiem, ze znamy sie ktorko, wiem też, ze jestem dziwne i nie wiem czy Ty czujesz to co ja, ale chyba zakochałam się w Tobie" - napisalam szybko i zwialam. Bląkałam sie po domu jak cień. Na balkonie wietrzyła sie pościel. Mialam uważac na deszcz. I zaczeło, niestety nie zauwazylam tego. W amoku zaczełam wciagac pierzyny do domu. niestety niektore były mocno mokre. Nogi rozjezdzaly mi się na mokrej podlodze.
Robiłam wszystko by nie zblizac sie do kompa. W koncu zdobylam sie na odwage i odczytalam... Chyba nie musze pisac c bylo dalej.
Teraz po prawie roku, kilku siarczystych klotniach, i miesiecznym rozstanie nadal chodzimy za raczke

Ale monolog. Tak mnie dzisiaj ten staw zainspirowal. Musze znowu wyciągnąc go "na kaczki". Cieszę, sie że napisałam to. Oderwałam sie troszkę, a poza tym to jedna z chwil, ktorcyh nie chcialabym zapomniec...


Ailene
Komentuj(5)


Link :: 18.04.2005 :: 22:44

My unknowledge amuses me

Znowu dzisiaj u kresu moejej codziennej wędrówki znalazłam się nad stawem. Tym razem z torbą pelną chleba i nie musialam karczować trawy by nakarmic mojego łabędzia.
Jest taki ładny... Jeden na całym stawie, w tawarzystwie kazczek i takich małych smiesznych czarno-białych ptaków, ktore plywajac tak smieszny rudzaja łebkiem. Nie wiem czemu, ale gdy jestem blisko wody to czuje sie spokojniejsza, jakbym wracała do zycia...
Smiac mi się chciało. Rzucalam chleb łabedziowi. Poczatkowo łypał na mnie wzrokiem. Raz nie trafiłam bieny ptak dostal po nosie. A wlasciwie po dziobie. Spojrzala na mnie taki wzrokiem jakby chcial powiedziec "Co ty głupolu robisz?!" Zupelnie jak ta pani na dzisiajeszym egzaminie. W tym wzroku było cos z bazyliszka... dobrze, że p rzynajmij nasze szkolne anglistki i pan C mieli przyjazne miny bo chyba bym sie zachlastala na miejscu.
W ogole dzisiaj mialam wiecej powodow do zachlastania sie niz kiedykolwiek. Mialam tez wiecej szczescia niz rozumu. Temat o ksiazkach, taki jak chcialam. Rano pomyslalam sobie, z moglabym taki dostac. I stalo się. O tyle dobrze, że sporo czytam i mialam cosniecis na ten temat do powiedzenia. Prezentacja była o internecie. Jakoze netocholizm jest mi bliskim problemem to tez nie bylo problemu. Tatus posłozył za poparcie tezy... Co za wyrodne ze mnie dziecię... Troche jednak poschodzilam z tematow. Chyba za to posypały sie punkty. Ale coz... 70% dobre nie jest, ale zle tez nie, wiec jestem to w stanie przezyc. Mam nadzieje, ze jak mowia, uczelnie nie wezma tego pod uwage.
W ogole jak sie potem dowiedzialam to tematy byly kosmiczne. Kraje anglojezyczne, polityka ONZ... przejechalabym się na tym, i chyba nawet 6 punktow bym nie miala.
W ogole kilkarazy w panikę wpadlam. Zapomnialam jak jest objąć kogos - embrace. Fajnie musiało to wygladac... Małe ubrane na szaro cos w okularach, powtarzajace w kolko "you can" i wymachujace rekami jakby chcialo kogos przytulic. Hmmm to chyba byl jedyny wyraz, ktorego mi zabraklo. I jeszcze ta sentencja... Cytat jakiego pana Travel-costam. Oczywscie nie mogli zapytac sie co znaczy sentencja, czy jak rozumiesz naglowek. Ustosunkuj sie do cytatu Johna Travel-cośtam. Siedze i głowkuje... Cholera! Jakie travel?! Jakie podroże?! Na szczescie szybkie rzut okiem na karte i wiedzialam, ze chodzi o sentencje. Jakos wybrnęłam...
Mogło byc gorzej... Nistety nie wziełam ich ani na wiedze, ani na oczy i nogi... za duzo bab w komisji. Na polski postaram sie wziac na litosc...
Hmm musze popracowac na tym moim angolem. Kurde przydalo by sie gdzies wyjechac na wakacje. Tylk kasa... chyba pojde do roboty. Juz raz szorowalam podlogi. Zarobie na bilet i sobie gdzies pojade.
Hmm teraz spanko. Co prawda przekimałam dzisiaj cale popoludnie ale jeszce mi malo. Po tym stresie to bede do siebei przez miesiac dochodzic...


Ailene
Komentuj(5)


Link :: 19.04.2005 :: 22:01

...
Moja prezentacja na polski to jedno wielkie gowno. I ja mam isc i wyglosic. Poza tym to jest bez sensu. Caly ten system punktacji. Cala ta matura to jedno wielkie pierdolenie. Wstep na uczelnie bez egzaminow jasne... tyle czemu niektore wydzialy juz zapowiedzialy wlasne wewnetrze egzaminy.
Durny angielski oceniany za to co mowisz, a nie jak mowisz. Przeciez to chore i pierdolniete.
I jeszcze polski. Nawet nie wiem czego mam sie spodziewac. Czy moge miec plan ramowy, czy nie. Czy zapytaja mnie jak sie nawywała siostra Balladyny, czy moze kogo bzykał na boku Malczewski, skoro wykorzystalam w pracy jego obrazy. Idiotzm.
Moja wspaniala praca. Moze i byłaby ciekawa, gdybym miala wiecej czasu. 15 minut. Po prostu zajebiscie. CZemu nie krocej. Przeciez i tak rocznik 1986 ma byc alfa i omega, wiec i prezentacje z 8 lektu i 10 obrazów wyglosi w 10 minut.
Gowno, to wszystko to gówno. Gowno z poparcie rzadowym i otoczka medialna.

Ailene
Komentuj(4)


Link :: 21.04.2005 :: 00:22

Zubrówka z sokiem jabłkowym

Hie hie włąsnie odkryłam magiczne odstresowujace własciwoście tego eliksiru. Wszak, ze mam troche promili we krwi i mam tez niebagatelny powod do swietowania to nienapisze dzisaj zbyt wiele. 100% z polaka jest. Kolejene procenty w kieliszku.
- Komisja przychylna, panikowalam gdy ujrzałam pania Kobylke, jednak nie bylo o co.
- Pytania proste, troche namotalam przy jednym, ale najwyraznie zakumali o co mi chodzi.
- Komp nie nawalil.
- Mam wiecej punkow niz E. (ha ha ha).
- Zalozylam sie z Prophetem, ze ona bedzie miec wiecej punktow ona, mowila, ze odrwotnie. Obie przegrałysmy.
- Dostane nagrode za moje opowiadanie o aniolku (ta szkola kiedys zbankrutje przez te moje ksiazki)
- Prophet złamał obietnice i podwizl E na stacje (miała jej nie podwozic, za głupi tekst, ze "te tylko by dupy wozily"), a szkoda
- Hmm ojcec nie zrzedzil jak mnie o polnocy odbieral z miasta... ewolucja, czy co?!
- Odkryłam jak swietnie smakuje czekolada Wedla z paluszkami slonymi Lajkonika. Miodzio... Swoja droga to jak pijak jest glodny to wszystko smakuje...
- zajebiscie pije sie z Prophetem, Adzią Croft i M. Fulwybas jak to mawia mlode pokolenie.
- Jakas pani w oknie na drugim lub trzecim pietrze (nie mialam okularow) kazala nam sie wynoscic (delikatnie mowiac). M. mam przesrane bo to jej osiedle.

To chyba wszystko jak to zwykł mawiac Prophet" a teraz prosze zamknac wieko trumny i zaprszamy na prognoze pogody".
Ide trzezwiec.


Ailene
Komentuj(4)


Link :: 21.04.2005 :: 22:43

Glupota ludzka nie ma granic...

Dzisiaj juz jestem trzezwa. I odkryłam jeszcze jeden pozytywny aspekt wczorajszego magicznego napoju - nie mialam kaca, jak to mi sie zdarza nawet po jednym małym piwku. Zyc nie umierac, a raczej pić nie umierac. Hmm ale mi ostatnio humor dopisuje...
Tak sobie ostatnio myslałam jak strasznie baby sa głupie. Poszłam z mama na zakupy. Własciwie nawet nie zakupy, bo to juz bylo po dwudziestej, po prostu po chleb i masło, by było co jesc na sniadanie. Dzien był całkiem cieply, jednak wieczorem zrobiło się chłodno i nieprzyjemnie, zaczac wiac dosyc zimny wiatr. Stoimy sobie przy kasie, a przed nami w kolejce stoi para. Facet z zoną (jak przypuszczam), laska ubrana w cienka czarna, obcisła koszulke, sportowe spodnie i na wierz luzna kamizelke. Brzuch na wierzchu. Nie lubie swiecenia pepkami, poza tym jest nie zdrowe, jajniki i te sprawy, jednak nie do tego kokretnie zmierzam. Laska była w piątym, może nawet szóstym miesiacu ciązy. Po prostu rozwałila mnie. Jeszcze potrafie zrozumiec, ze nastoletnia panienka, latajaca w zimnice z golym brzuchem nie do konca zdaje sobie sprawe z konsekwencji. Jeszcze jestem w stanie zrozumiec ze młodociana, przyszla mama z golym pepkiem w pazdzierniku (takie przypadki tez widzialam), jak sobie nie zdawala sprawy z konsekwencji pewnych poczynan, to takich rzeczy, jak porzadne ubierania sie tez raczej praktykowac nie bedzie. Ale to była dorosła baba! I raczej nie sadze by bylo to dziecko z przypadku, tylko zaplanowana ciaża! Gdzie Ci ludzie maja mozgi...
Oczywiscie skomentwalam to mamie "na ucho" wystarczajaco glosno, bo baba chyba sie zreflektowala, jak usłyszala idiotka, ciąza, goly brzuch, temperatura , to zaczeła szybko poprawiac koszulke. I niech słyszy, chamska jestem, ale jak jest sie glupim, trzeba byc tez przygotowanym, ze ktos nam te glupote wytknie w pewnym momencie.
Ehh ale coż zrobic. Pozostaje miec nadzieje, ze "oswieceni" zmadrzeja, bo mi byloby bardzo wstyd, gdybym sie znalazła na jej miejscu. Jeszcze trzebaby by uswiadomic laskom biagajacym z golym brzuchem po sniegu co to jest bezplodnosc... Ale to juz innym razem.
Chyba tyle na dzisiaj. Tak poza tym to wreszcie zobaczylam sie z moim honey. Po blisko trzech tygodniach. Jego mama stwierila, ze moj wynik z polskiego jest niemozliwy. Ona czasami tez bywa "niemozliwa" wiec nie wiem jak mam to traktwac...
Jakoze dzisiaj mam dobry humor i optymistyczne nastawienie do swiata to potraktuje to jako komplement.


Ailene
Komentuj(5)


Link :: 23.04.2005 :: 00:38

Jak sprzeniewierzyc 130 mln $

Jak? Bardzo prosto - nakrecic ekranizacje genialnej ksiazki. Ironia? Krytyka? Skądże... Po prostu stwierzenie faktu. Bo jak sie czyta owa ksiazke dwa razy, a potem jeszcze kilkakrotnie wybrane fragmenty to na ekranie oczekuje sie czego zwalajacego z nog (moze byc to ciezkie w pozycji siedzacej). Ale coz zrobic... z mojej ukohanej Sahary powstal zwykly sensacyjny filmik, w ktorym dosyc powazna fabulę przykrywa komediowa otoczka. I w sumie do konca nie wiadomo czy mozna sie smiac, czy bardziej jednak w obliczu powaznago problemu zachowac powage. I jeszcze ten nieco przydlugi poczatek... Jedyne co tworcom udalo sie zachowac z ksiazki to absurdalny humor. Dwoch oszolomow pedzacych po pustyni na desce surfingowej, zrobionej ze starego samolotu czy rozwalenie helikoptera ze stopiedziesiecioletniego dziala. Pan Cussler sprzedal prawa do ekranizacji niewlasciwym osobom. Takie jest moje zdanie...
Świeto lasu! Znalazlam na siebie spodnie! I nie sa to dzinsy tylko bardziej eleganckie portki. I co najlepsze sa na mnie dobre jupi! No trzeba troche skrocic, ale na biodrach sa dobre, jak ulał.
Czasem tylko tak mi sie nie przyjemnie robi. Gdy pani w sklepie daje najmniejszy rozmiar, po czym zaczyna mi mowic, ze musze koniecznie przytyc bo mniejszych rozmiarow juz nie ma. Jak by to bylo tak hop siup. Gdyby dwa lata temu ktos powiedzial mi, ze musze prztyc bo wygladam jak szkielet to bym mu sie rzucila na szyje. Teraz... gdy slysze wieszak, szkielet, suchar to jakos tam mi sie nie milo robi...
Ale dosyc juz tego uzalania sie nad soba... Idem spac, bo oczy mi sie kleją.


Ailene
Komentuj(5)


Link :: 24.04.2005 :: 00:17

Sad we live sad we die

Zoladek mi znowu siada cholera. Nie ma to jak wadliwy pakiet genow. I do tego jesczze te glupie wlosy. Znowu wylaza garsciami heh... nie wiem co ja mam z tym zrobic. Wpieprzam te glupie witaminy i nic nie dziala. Jeszcze zostalo troche tego plynu na porost wlosow, hormonalne dziadostwo. Tylko nadal lecze twarz po przedawkowaniu tego swinstwa. Na domiar zlego znowu żrem paznokcie. Mam wszystko prawie do krwi powygryzane. Jestem nienormalna. Chce by juz byl lipiec, bym miala wszystko na 75%, i byc juz na liscie jakiegos sensownego kierunku.
Na dodatek nie mam sie gdzie uczyc. Ojciec ruszył sie do łazienki za sciana mojego pokoju i ciagle cos halasuje lub leca tumany kurzu. Ale dobrze ze wzial sie za cos, bo jego spedzanie calych dni na necie zaczynalo mnie dosc mocno wkurzac. Juz o mamie nie wspomne. Ja go nie rozumiem juz... po prostu nie rozumiem. Siedzi calymi dniami na czacie, dla wsyzstkich jest mily, ale nich sie cos tylko w domu dzieje zaraz zaczyna sie rzucac. I jeszcze mamy jest mi szkoda. Staje na glowie bysmy przezyli za to co ojciec raczy dac, a on ja jeszcze dobija. A w sobote po ugotowaniu obiadu i sprzatniecia polowy domu tatus stwierdza, ze mu zupa nie podchodzi i nie bedzie jadl. Rany... ja mu kiedys rozwale ten komputer. To nic, ze odtene tez sobie, ale pojde i rozpieprze, bede chamska wredna, ale przynajmij niech on sie pomartwi troche, ze nie ma czata bo ostatnio zyje jakby rodziny nie mial.
I jeszcze te pieprzone sny. Budze sie zaplakana i zlana potem. Najpierw pare dni temu, snilo mi sie, ze "przyjaciolka" (nie wiem co ich laczy, mam nadzieje, ze tylko przyjazn i chyba sie nei myle bo ponoc ona kogos ma) mojego ojca byla z nim w ciazy. Stala z wielkim brzuchem, on stal obok. I liczyli na to, ze zaakceptuje braciszka. Zaczelam krzyczec, ze on nie jest i nigdy nie bedzie moim bratem i ze go nienawidze. Po czym ucieklam z placzem. S. mnie znalazl chcial przytulic, a ja nadal uciekalam...
I wczorajszy sen, jeszcze gorszy... Snilo mi się, ze moja siostra i kuzynka byly chore na raka... I bylo zle, choroba postepowala. I ja tez mialam zachorowac. To bylo pewne. I wszystkie trzy mialysmy umrzec. To uczucie bezradnosci, chec dzikiego placzu... koszmar. I ta slepa ulga gdzy sie obudzilam. I co znowu robie? Znowu uzalam sie nad soba. Mam dosc, serdecznie dosc. Bo ile mozna z ojcem-netoholikiem, uczeniem sie calymi dniami i koszmarami w nocy? I na dodatek Jego nie ma. Nie ma calymi dniami. Nie wiem co robi. W ogole nie mam zielonego pojecia, nic mi nie mowi... Zostawi rano krotka wiadomosc, potem na chwile pojawi sie w poludnie i znowu go nie ma...


Ailene
Komentuj(2)


Link :: 24.04.2005 :: 22:16

Mysli małe, wielkie i takie sobie

No to znowu poużalam się nad sobą, bo ostatnio nic innego nie robię. Boli mnie ucho, po raz setny w tym roku, chyba sie wreszcie wybiore do znachora.
Ojciec jak mnie wkurzał tak wkurza. W dodatku dowiedział się o blogu i musialam ukradkiem skasowac mu historie. Czy ktos wie może jak pozbyc sie adresu z listwy, gdzie się go wpisuje? Moje spore umiejetnosci internetowo-komuterowe okazały sie niewystarczające.
Na dodatek tego głupiego ucha musze uczyc sie o jakis socjaldemokracjach. Ugrupowania polityczne od połowy XIX wieku do II wojny swiatowej to chyba najgorsze co moze byc. Jak "normalna" historie zapamietuje w tepie blyskawicznym tak tego nie moge zakumac za cholere. Wszytko mi sie myli. Tego jest za duzo. Ci ludzie nie mieli czego robic tylko wiazac sie w jakies partie, ktore i tak po roku rozpadaly sie samoistnie lub zostaly rozpierdzielone przez Bismarcka czy cara. Chociaz jakby sie głebiej zastanowic, to jak dzisiaj wygladal by los robotnikow, gdyby nie owe partie... Dobra, koniec z filozofowaniem co by było gdyby. Matura za pasem, potrzebne mi suche fakty, a nie gdybanie.
Prophet wpadła dzisiaj do mie by uzupelnic poziom wody w organizmie. Nie wypada przeciez leczyc kaca przy rodzicach hehe. Niestety ne mialam nic poza sokiem jablkowym, ktory podobno wzmaga pragnienie. Ale w jej przypadku nieco przygasil. Patrzac jak Prophecik tankuje doszlam do wniosku, że smok wawelski po owej owieczce musiał miec kaca-giganta. Takie to inteligente mysli chodza po glowie maturzystce uchodzacej powszechnie za inteligentna... niestety tylko uchodzacej.
Moje Honey przypomnialo sobie wreszcie o mnie. Troche pozno, wiec zgarnelo co nieco. Ale coz... ma swoje problemy. Nie lubie sie kłocic dla samej klotni (pomijajac mojego ojca), bo to nie ma sensu, jak budowac z kims relacje wiecznie majac o cos pretnsje. Mojego ojca to nie dotyczy, bo on praktycznie zerwal z nami wszelkie relacje, poza "czesc, idz sobie bo musze cos zrobic (przy kompie), zrob mi herbaty".
Nie, nie czuje sie wyrodnym dzieckiem. Czuje sie dzieckiem, ktore chcialo by mniec tate, a ktorego tata ma "wazniejsze sprawy na głowie".


Ailene
Komentuj(5)


Link :: 26.04.2005 :: 13:21

Parę gorzkich slow

Do wszystkich Tamiczek, Kasiuń i tych, ktorzy z mojego pamietnika robia sobie reklamowy bilboard.
Najlepsza reklama bloga jest inteligentny komentarz i tylko taki moze zachecić mnie do odwiedzenia pamietnika autora. Jesli masz zamiar napisac tylko:
"Spoko/fajny/ciekawy blog (...) wpadnij do mnie i koniecznie cos skomentuj i/lub wpisz sie do ksiegi gosci"
Nie licz, ze sie tam pojawie!
Druga sprawa. Zadnych komentarzy typu "Zapraszam do udzialu w konkursie". Nie bawie sie w takie rzeczy. Ale ostatnio chyba minela moda no konkursiki, co mnie niezmiernie cieszy.
To chyba na tyle. Pozdrowienia dla wszystkich tych, ktorzy czasem tu zaglądaja.

PS: Do "reklam" takich jak ta w komentarzach, też zalicza sie o co napisałam.

Ailene
Komentuj(7)


Link :: 26.04.2005 :: 20:41

Suche strzepy
liter rozrzuconych
dym sie sączy
ponad oknami
duszy

palce zanurzone
w szarosci popiolu
gorzki aksamit
spalenizny

slowa
brutalnie wyrwane
korzenie zwisaja bezwladnie
zniknely
gdzies daleko
gleboka dziura w duszy
nie mam ich juz...


Po prostu brakuje mi dzisiaj słów...


Ailene
Komentuj(2)


Link :: 27.04.2005 :: 20:46

Rysa na szkle

Przebiłam wczoraj swoja skorupke. Przynalam sie do rzeczy, ktrych wczesniej nie chcialam dopuszczac do mysli. Troche mi dziwnie z tym... połaczenie strachu i szczerej woli walki... Nie ma sensu dluzej zakrywac kart przed sama soba...
O co w tym tak naprawde chodzi? Chodzi o to drogie dziecko, ze życie jest banalnie proste. To my sami i ludzi nas otaczajacy komplikujemy je sobie do rangi nierozwiazywalnego problemu. A potem... potem uswiadamiamy sobie, ze zabrnelismy w punkt bez odwrotu, ze trzeba zaczac dzialac bo stanie sie cos bardzo zlego...
Sama skomplikowalam sobie zycie. No moze pare osob delikatnie mi w tym pomoglo, ale tylko ode mnie zalezalo czy bedzie tak jak jest...
Wpadlam w pulapke swoich wpasnych lekow i urojen, w pulapke perfekcjonizmu... i nie umiem sie zniej wydostac, choc wiem, ze mnie niszczy. Dlugo wierzylam, ze sie z uda mi sie z tego wyplatac same... znowu wiara w slepy perfekcjonizm wlasnej osoby... On tak naprawde niczemu nie sluzy... moze nieco poprawia nasz autorytet w oczach innych, lecz tak naprawde stajemy sie tylko niewolnikami wlasnych slabosci, ktore tak usilnie staramy sie zwlaczyc.
Zbyt dlugo, zbyt nachalnie walczylam by byc osoba, ktora chialabym byc. Nawet nie zauwazylam jak stracilam na tym kontole. Jak mala kulka toczaca sie po stoku zmienia sie w ogrmna mase sniegu, ktorej nie mozna zatrzymac... Probowalam. Nie udalo sie.
Podczas tej proby zalozyłam ten pamietnik. Mial mi uswiadomi, ze jednak kazdy dzien rozni sie od poprzedniego, ze jednak jest po co zyc. Spelnil swoja role, jednak nie udalo mi sie pokonac wszystkiego... Nie chce jeszcze pisac o tym co przechodze. Boje sie, panicznie sie boje. Jeszcze nie czas... Kiedys wyrzuce to z siebie.
W sumie nie wiem po co to wszystko pisze. Mam natlok mysli w glowie, czuje potrzebe ich uwolnienia...


Ailene
Komentuj(3)


Link :: 28.04.2005 :: 22:34

Złośliwośc dnia powszedniego

Dzisiaj nie bede sie uzwenetrzniac. Mam wyjatkowo zlosliwy nastroj. Nie, nie mam pmsa. Niewiele sie dzieje, nie ma nic wartego solidnej krytyki, nie ma nawet do czego sie doczepic. Wredna sie robie... to ten stres.
Tak mi sie ostatnio przypomnialo pewne zdarzenie sprzed paru ladnych lat. Dosyc znany polski kurort nadmorski, dlugi majowy weekend, mnostwo ludzi jak w pelni sezonu, mimo braku slonca.
Jedna z glownych uliczek idzie sobie laska. Szpilki, markowe ciuchy, opalenizna z solarium. Jedna z tych dziewczyn, ktore nie licza sie z kasa, i kazdy grosz inwestuja w wlasny wyglad. Nie, zebym miala cos przeciwko takim, nie jestem biedna, tylko wydawanie na metki i solarium jest dla mnie wyrzucaniem kasy w bloto, ale to nie oto mi chodzi.
Laska z torebki wyciaga pieska. Nie dosc, ze mlodego to jeszcze z tych miniaturowych ras. York o ile sie nie myle. Zupelnie malutki, jak maskotka. Dziewczyna przyciaga powszechna uwage, chyba o to jej chodzilo. Za nia idzie grupka wyrostkow. Na widok psa dalo sie slyszec tylko "Patrzcie ona ma szczura na smyczy...!"
Wiem, malo smieszne, tylko jakos dzisiaj smiac mi sie z tego chce. W dodatku wygarnelam ojcu, ze jest netocholikiem. Oczywiscie rozpoczal dyskusje, lecz to ja mialam w niej ostanie slowao. He he

Ailene
Komentuj(6)


Link :: 29.04.2005 :: 21:26

Dzien bez zdarzen...

Kolejne wielogodzinne przewalanie sie po łozku z ksiazka. A za jakies szesc godzi znowu bedzie to samo tylko, ze bez ksiazki. Brak mi checi, brak pomyslow, brak samozaparcia. Tylko strzepki motywacji i ambicji zostaly, ale one takze wyparowuja w zastraszajacym tepie. Nawet pisac mi sie nie chce... pomyslec, ze jeszcze wczoraj czekalam jak glupia, az wszyscy wyjda z pokoju i bede mogla w spokoju popisac kolejna notke...
obudzilam sie dzisiaj z zupelnie zapchanym nosem i zapuchnietymi oczyma. Pieprzone pylki... cudowna pobudka po kiepsko przespanej nocy. Najpierw dluga rozmowa telefoniczna, usilne wmawianie mi, ze nie mam racji, a potem jeszcze te slowa... Moj chlopak nie jest zazdrosny o mnie, bedzie zazdrosny jak jego przyjaciolka zwiaze sie z jego kumplem... heh palec mnie swiezbil by odlozyc sluchawke. I jeszcze pare faktow na temat jego bylej... Dlaczego gdy slysze o dziewczynach z jego otoczenia czuje sie gorsza... zeby nie powiedziec jak smiec. Brzydsza, glupsza, mniej rozgarnieta... A po takich rozmowach snia mi sie koszmary. Uciekam lub biegne za czyms... mnostwo ludzi, a ja zawsze sama... i te o ktre jestem tak chorobliwie zazdrosna. Zawsze wygrywaja, odchodze ze spuszcznym czolem. Potem pobudka i kolejny dzien bez perspektyw.
Czasem wieczorem ratuje sie tabletkami. Kiedys odganialy zle sny... teraz to tylko kolejne czateczki chemi przefiltrowane przez watrobe i wydalone na zewnatrz ogranizmu, bez jakiegokolwiek wypywu. No moze poza katowaniem watroby... I potworne wyrzuty sumienia na punkcie wlasnej slabosci. Bo tak naprawde co to za walka? Oszukiwanie wlasnego mozgu jakimis chemicznymi swinstwami. Zatrzymywanie tego wszystkiego co chcialoby wyjsc na zewnatrz: łzom, smutkom, zlosci... Bez sensu...

Ailene
Komentuj(7)


Lay & content by me
All rights reserved