27.04.2005 :: 20:46
Rysa na szkle Przebiłam wczoraj swoja skorupke. Przynalam sie do rzeczy, ktrych wczesniej nie chcialam dopuszczac do mysli. Troche mi dziwnie z tym... połaczenie strachu i szczerej woli walki... Nie ma sensu dluzej zakrywac kart przed sama soba... O co w tym tak naprawde chodzi? Chodzi o to drogie dziecko, ze życie jest banalnie proste. To my sami i ludzi nas otaczajacy komplikujemy je sobie do rangi nierozwiazywalnego problemu. A potem... potem uswiadamiamy sobie, ze zabrnelismy w punkt bez odwrotu, ze trzeba zaczac dzialac bo stanie sie cos bardzo zlego... Sama skomplikowalam sobie zycie. No moze pare osob delikatnie mi w tym pomoglo, ale tylko ode mnie zalezalo czy bedzie tak jak jest... Wpadlam w pulapke swoich wpasnych lekow i urojen, w pulapke perfekcjonizmu... i nie umiem sie zniej wydostac, choc wiem, ze mnie niszczy. Dlugo wierzylam, ze sie z uda mi sie z tego wyplatac same... znowu wiara w slepy perfekcjonizm wlasnej osoby... On tak naprawde niczemu nie sluzy... moze nieco poprawia nasz autorytet w oczach innych, lecz tak naprawde stajemy sie tylko niewolnikami wlasnych slabosci, ktore tak usilnie staramy sie zwlaczyc. Zbyt dlugo, zbyt nachalnie walczylam by byc osoba, ktora chialabym byc. Nawet nie zauwazylam jak stracilam na tym kontole. Jak mala kulka toczaca sie po stoku zmienia sie w ogrmna mase sniegu, ktorej nie mozna zatrzymac... Probowalam. Nie udalo sie. Podczas tej proby zalozyłam ten pamietnik. Mial mi uswiadomi, ze jednak kazdy dzien rozni sie od poprzedniego, ze jednak jest po co zyc. Spelnil swoja role, jednak nie udalo mi sie pokonac wszystkiego... Nie chce jeszcze pisac o tym co przechodze. Boje sie, panicznie sie boje. Jeszcze nie czas... Kiedys wyrzuce to z siebie. W sumie nie wiem po co to wszystko pisze. Mam natlok mysli w glowie, czuje potrzebe ich uwolnienia...