17.04.2005 :: 21:49
What are you looking at? I know, Im stupid Dopracowałam prezentacje z polskiego. Podreperowalam wstep i zakończenie. Skrociłam wszystko tak, że juz bardziej sie nie da. Moj monolog o wrednych babach wreszcie nabral kształtu. Pocwiczyłam trochę angielski z pania A. hehe nawet kilka pochwała dostalam. Byle tylko jutro nie zabrakło mi języka w gebie. Normalnie odkryłam krotszą droge z Rataj (a może z Ratajów... whatever). Koło nowego stawu. Nowego, bo dopiero rok czy dwa lata temu oczyścili go i stał się zdatny dla spacerowiczów i łowcoów ryb. Pospacerowałam sobie tam z mamą. Wszedzie było pełno kaczek i nawet jede łabadz skads sie tam wział. Jakos tak wspomnienia wróciły... Rok juz bedzie, 17 maja chyba, o ile dobrze pamietam, bo wowczas jeszcze nie przykładałam zbytniej uwagi do dat. Mały podstep przyjaciółki. "Madzia moj kumpel potrzebuje pogadac z kimś, a ja nie mogę bo musze sie uczyć". "No dobra, ok, dawaj go". Jak sie potem okazało to był podstęp i jej i jego. "H. masz jakas ładna i wolna koleżankę?" (hmm potraktowano mnie trochę jak towar, ale coz, jeden jedyny raz moge sie zgodzic " A wiesz, ze mam... chcerz fotke?" Tak oto skonczyłam jako ładna i wolna koleżanka. Hmm powinnam ich oboje oskubac, ale ze wzgledu że sa słodcy i kochani to bede wyjatkowo mila. Tak wiec zaczelo sie od niezobowiązujących rozmow na gg. Potem pierwszy :*, nigdy ich nie wysyłalam, jakos tak bardzo intymne mi sie wydawały. Co innego teraz. Pierwszy telefon. Jechał na koncert Metallici, do Chorzowa, na początku czerwca. Obiecał, że zadzwoni. Wpadlam w panikę. Nie mogłam spać, bolał mnie żoładek. Miał zadzwonic o 7.15. Od 6 byłam na nogach. Gdy mineła 7,15 miałan nadzieje, ze zapomniał, mialam dosc tego stresu. Gdy zadzwonił telefon, odebrałam go drżącą reką. Nie wiele słyszałam. Dudnienie pociagu zaklocało slowa. Co chwila powtarzalisy sobie "Mów wyrazniej bo nie slysze". Niewiele zapamietalam z tamtej rozmowy. Tylko jego glos... głos ktory do dzisiaj działa na mnie jak balsam. Delikatny i łagodny. Czasem zasypiam jak do mnie mowi (wiem, swinia jestem ) jednak niewiele rzeczy tak niesamowicie mnie uspokaja. I jeszcze ten akcent z jakim wymawia slowo "kurwa" Długo odwlekałam nasze pierwsze spotkanie. Jakos sie bałam, nie wiem czego. Zapraszal mnie do siebie, na nalesniki z parowką. Z poczatnu nie umiełam sobie ich wyobrazic, po prostu to połaczenie nie pasowalo mi, dopiero jak je sprobowalam,, zobaczylam jakie sa pyszne. (fakt, ze gotuje lepiej ode mnie, przemilczmy) Niestety z nalesnikow z parowkami, na pierwszej randce nic nie wyszlo. Własciwie to uczte mialy tylko kaczki i labedzie. Ale nie wyprzedzajmy faktów, skoro juz zanudzam to zanudzam na smierc Poprosiłam o spotkanie na tzw neutralnym terenie. Jakoze w Olesnicy nic ciekawego do roboty nie ma, to pojechałam do Wroclawia. Znowu wpadłam w panikę. Na kazdym przystanku zastanawialam sie czy nie wysiąść. Na moje nieszczescie spoznil sie pare minut. Zastanawialam sie czy nie zwiac z PKS. Ale twardo stalam. Chyba nie tylko my mielismy wowczas randkę w ciemno, gdyz podszedł do mnie chłopak i spytal sie czy przypadkiem nie jestem Ola. Jak sie okazalo nie byłam . Pojawił się. Najdziwniejsze w tej całej rance było to, ze ja niemowa z wyboru, bojaca sie powiedziec dziendobry, gadalam jak najeta. Jak potem sam mi wyznal, ze byl zdziwiony, gdyż H. ostrzegła go, ze jestem raczej osobą malomowną. Włoczylismy sie po Wroclawiu, co nam zostalo do dzis. Poszlismy na jedna z wysp. Nie wiem ja sie nazywa bo nie umiem ich wszystkich spamietac. S. wyjal torbe z chlebem i karmilismy kaczki. Oczywiscie nie bylabym soba, gdyby cos sie nie stalo. Noga mi sie poslizgnela i niemal wykapalam sie w Odrze. Łapal mnie w locie. Ciekawie, jak na pierwsza randke Pamietam takie jedno zdarzenie. Nie byloby w nim nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że jestem strasznie niedotykalska. W zasadzie dotknac mnie moga tylko osoby blisko ze mna zwiazane, dotyku innych wrecz sie boje. A i sama, pomijajac podanie dloni na powitanie, nie dotykam ludzi, nawet unikam stykania sie z nimi przedramieniem gdy siedze obok, bo czuje sie wtedy zle. Taka jakas fobia, wiem niemormalna jestem. Do czego zmierzam... do tego, ze stojac na skrzyzowaniu S. objal mnie ramieniem i szepna do ucha, ze cieszy sie iz przyjechalam. Z mieszanymi uczuciami objełam go w pasie. Jakies takie połączenie nieśmialosci i lęku. ale jak sie okazalao dotyk wcale nie gryzl . Jak sie potem dowiedziala, także go zaskoczyłam. Nie spodziwał się, ze także go obejme. Ostatnim punktem naszej randko-wycieczki był Park Szczytnicki. Jako ciekawostke dodam, ze moja mamcia także randkowala w tym parku . Taki duzy, ładny i zarośniety. Pospacerowalismy sobie troche. Mam taki dziwny zwyczaj, ze jak noszę torebke, to trzymam ją za pasek i opieram na niej lokiec. S. popatrył sie wowczas na mnie i spytal czemu tak kurczowo trzymam te torebkę. Zbił mnie z tropu, bo jakos utarło sie to trzymanie paska i nie bylo zadnego konkretnego powodu. Po prostu trzymałam i juz. Odpalilam, ze nie mam co zrobic z ręką (intelignetna odpowiedz, mam nadzieję, że jutro nie bede odpalac takich rzeczy). "Daj ją, to nie bedzie problemu". Matko Boska! Ja chodza z facetem za raczke! Zawsze uznawałam to za dziecinade i nabijałam się. Czasem też zastanawialam sie co zrobić, jak mi się ręka spoci. To byłaby siara... Na szczescie mi się nie spociła. Za rączkę odprowdzil mnie na PKS. I za rączke prowadza mnie do dziś. Chociaż dopiero 26 czerwca, tak naprawde zaczeliśmy być razem. Także pamiętny dzien. Taki miałam zwyczaj, że prosiłam go by powiedział mi "coś milego" (zreszta do dzisiaj go mam, a jemu brakuje pomyslow). Tamtego dnia to on mnie poprosił bym mu powiedziałą mu coś miłego. Byłam juz wtedy mocno zakochana. Wiem, to krotki czas, ale jakos praktycznie od początku wiedziałam, ze z tego coś bedzie, dlatego tez rzuciłam sie na głęboką wodę. Unikalam tego tematu "jak pies jeża" (jak S. ładnie to określił), on jednak wciąż nalegał. Wymyslałam różne rzeczy: "Masz ładny glos, lubie go sluchac", "Lubię jak mnie całujesz", "Ładnie pachniesz...". Domagal się czegoś wiecej. Zniknal w koncu na chwile. Coś mnie tknęło. "Wiem, ze znamy sie ktorko, wiem też, ze jestem dziwne i nie wiem czy Ty czujesz to co ja, ale chyba zakochałam się w Tobie" - napisalam szybko i zwialam. Bląkałam sie po domu jak cień. Na balkonie wietrzyła sie pościel. Mialam uważac na deszcz. I zaczeło, niestety nie zauwazylam tego. W amoku zaczełam wciagac pierzyny do domu. niestety niektore były mocno mokre. Nogi rozjezdzaly mi się na mokrej podlodze. Robiłam wszystko by nie zblizac sie do kompa. W koncu zdobylam sie na odwage i odczytalam... Chyba nie musze pisac c bylo dalej. Teraz po prawie roku, kilku siarczystych klotniach, i miesiecznym rozstanie nadal chodzimy za raczke Ale monolog. Tak mnie dzisiaj ten staw zainspirowal. Musze znowu wyciągnąc go "na kaczki". Cieszę, sie że napisałam to. Oderwałam sie troszkę, a poza tym to jedna z chwil, ktorcyh nie chcialabym zapomniec...