28.04.2005 :: 22:34
Złośliwośc dnia powszedniego Dzisiaj nie bede sie uzwenetrzniac. Mam wyjatkowo zlosliwy nastroj. Nie, nie mam pmsa. Niewiele sie dzieje, nie ma nic wartego solidnej krytyki, nie ma nawet do czego sie doczepic. Wredna sie robie... to ten stres. Tak mi sie ostatnio przypomnialo pewne zdarzenie sprzed paru ladnych lat. Dosyc znany polski kurort nadmorski, dlugi majowy weekend, mnostwo ludzi jak w pelni sezonu, mimo braku slonca. Jedna z glownych uliczek idzie sobie laska. Szpilki, markowe ciuchy, opalenizna z solarium. Jedna z tych dziewczyn, ktore nie licza sie z kasa, i kazdy grosz inwestuja w wlasny wyglad. Nie, zebym miala cos przeciwko takim, nie jestem biedna, tylko wydawanie na metki i solarium jest dla mnie wyrzucaniem kasy w bloto, ale to nie oto mi chodzi. Laska z torebki wyciaga pieska. Nie dosc, ze mlodego to jeszcze z tych miniaturowych ras. York o ile sie nie myle. Zupelnie malutki, jak maskotka. Dziewczyna przyciaga powszechna uwage, chyba o to jej chodzilo. Za nia idzie grupka wyrostkow. Na widok psa dalo sie slyszec tylko "Patrzcie ona ma szczura na smyczy...!" Wiem, malo smieszne, tylko jakos dzisiaj smiac mi sie z tego chce. W dodatku wygarnelam ojcu, ze jest netocholikiem. Oczywiscie rozpoczal dyskusje, lecz to ja mialam w niej ostanie slowao. He he