03.04.2005 :: 20:39
... Poczułam potrzebę pójscia do kościoła. I było inaczej... Bylo tak fajnie. Taki spokój, zaduma. Nie liczyłam minut do końca... I jakoś inaczej spojrzałam na to wszystko. Nie raziła mnie ta obłuda, ktra zawsze kojarzyła mi sie z kosciołem. Ksieża, ktorzy co innego głosza, a co innego robią, i ludzie, ktorzy po mszy spija sie, zbija zone, zbluzgaja sasiada, a za tydzien znowu do komunii... to juz nie mialo znaczenia. Kosciól jakby nabral innych barw... dla mnie. Jaki bedzie swiat teraz, bez Ojca Świetego...? Taki pusty... Jakby na czarnym niebie znikła najjasniejsza gwiazda... Mrok pochłonie inne... Ostatnio tyle mysli blaka mi sie po glowie. Wczoraj przyszedl do mnie łancuszek "zdrowie dla Papieza". Wysłałam go dalej. Potem napisał do mnie moj kumpel, z oskarzeniem, że to zabawa z umierajacego Papieża. Poklocilam sie z nim o to. Dla mnie to tez forma jedności, moze nie jest to idealna droga do solidarnosci z ludzmi, ale jednak jakas jest. Jednym łatwiej isc do koscioła i tam poczuć wspolnote z innymi, drudzy wybieraja inna droge, taką która dla nich jest najlpsza... nie popieram łancuszkow, jednak powinnismy byc razem, tak chiciałby Ojciec Swiety, a to też pewna droga solidarności... Moze jestem dziwna, naiwna i dla niektorych infantylna, ale dla mnie nie jest to tylko zabawa i też cos znaczy. Jest mi zle... jakby dookoła mnie była tylko smierć. Jednoczesnie zycie odradza sie i konczy sie. Najpier wujek, teraz Ojciec Swiety... w szpitalu umiera na raka najlepsza przyjaciólka mojej cioci, ma niecałe trzydziesci lat. Kilka miesiecy temu w Olesnicy wisiały plakaty, zbierano pieniadze na leczenie. Marzyła o domu i rodzinie... a teraz? To niesparwiedliwe. Nic na tym swiecie nie jest sprawiedliwe. Wszystko skazane jest na smierc... Czasem ma ochote krzyczeć, przeklinac i wyc. Umiera tylu niewinnych ludzi, a za przeproszeniem skurwysyny zyja szczesliwie i dlugo na swiecie, krzywdza innych i wszystko jest ok. Wiem... nie mnie to oceniac. Ale jednoczesnie... eh szkoda słow.