06.07.2005 :: 19:21
Za młodu ziólkiem byla, na starosc ziółka piła... Wlasciwie to pije nie ze starsci, a dlatego, ze najzwyczajniej w swiecie zatrulam sie pizza i mam male sensacje zoladkowe. Nastepnym razem poprzestane na salatkach... A wiec drogie panie i drodzy panowie, chociaz pan jest zdecydowana przewaga, stalo sie dziisaj cos niesamowitego w swej wyrafinowanej prostocie. Moja mama, zaparta zwoleniczka ambitnego kina zabrała nas na Gwiezdne Wojny. Tak tak... mi tez trudno jest w to uwiezyc... W kazdym razie po pietnastu minutach ogladania latajacych i pikajacych samolocikow wyjeczala - siedemnascie zlotych chlip chlip... W sumie jej ogladanie skonczylo sie na rechotaniu wraz ze mna na najbardziej patetycznych scenach i przysypianiu. Rany... moja mama, ambitna kinomanka spala w kinie... a myslalam, ze tylko mi sie to zdarza na Panu Tadeuszu i Oceans Twelwe. No coz... chyba po kims to mam. Tak w ogole (nie obrazajac fanow rodu Skywalkerow) to film calkiem przecietny. W zasadzie nie dorasta do piet "straym" czesciom. Anakin jakis taki maloprzekonujacy. Wychwalana pod niebiosa panna Portman niemal zupelnie bez wyrazu poza jedna scena, zwlaszcza, ze w innych filmach zagrala rewelacyjnie. Obi wan wpada do wody, wychodzi mokry od stop do slow, ale brode ma sucha. Technologia rozwinieta do maksimum, przeszczepy mechanicznych konczyn, a zgryz imperatora dentsty nie nie widzial... No i jeszcze powalajacy na kolana polski dubbing. Dobra, dobra wiem ze sie czepiam, wiem tez ze gdyby czegos nie objechala przynajmij raz dziennie to bym byla chora. Idem czytac Narrenturma.