05.07.2005 :: 22:23
Terapia odmóżdżająca Cofam sie w rozwoju. Tak tak... wlasnie w rozwoju, zarowno emocjonalnym jak i gatunkowym. Pol dnia dzisaj spedzilam na drzewie. Jak rasowy szympans, z galazki na galazke. Nie ma jak to piekne dojrzale czeresnie. Oczywiscie te najladniejsze bynajmij nie ladowaly w wiadrze. Dawno sie tak nie objadlam. Pychota. Ogolnie jakos tak pozytywnie ostatnio jest. Co prawda przesypiam jakies 50% wolnego czasu, ale dobrze mi z tym. No i jeszcze funduje sobie zupelnie bezstresowe rozrywki. Ful wypas jak to mawiaja pewne grupy spoleczne - wieczorki spedzone przy Czarodziejkach. Tak tak... teoretycznie wciaz jestem normalna, tyle tylko, ze matura pozbyla mnie wszelkich ambicji. I dobrze, bo juz wychodzila mi ostatnio bokiem. A wczoraj takie zabawne wydarzenie. Siedzi sobie mamacia w pokoju i usiluje zarejestrowac mnie do okulisty. Dzwoni raz, drugi, trzeci... w koncu ktos laskawie podniosl sluchawke. Krotka rozmowa, cisz, wybuch smiechu... Mama odklada sluchawke, pytam sie co jest. A mama na to czy wizyta dnia 27 listopada odpowiada mi... Super! Chyle czolo przed polska sluzba zdrowia. Na szczescie stac nas jeszcze by wyszperac te czterdziesci zlotych i pojc prywatnie, bo niestety w calym moim czterdziestotysiecznym miescie tylko w dwuch miejscach pzyjmuja na okulisci na kase. A czekac nie moge bo juz rok minal od kiedy mialam szkielka zmieniane i mozna by rzec, ze dosc slepa jestem. W kazdym badz razie wszystkim tym zarejestrowanym na listopad zycze cierpliwoswci...