20.06.2005 :: 20:57
Under the blue sky... I znowu rozpoczne notke od sporostowania. Nie H. a raczej Amaralis, za pizze bedziemy płacić. Nie bede w szpileczkach spieprzac przed rozwscieczonym kelnerem... Dzisiaj po intensywnym sprzataniu kotłowni, w ktorej kurz mozna było zamiatac, centymetrowa warstwa zalegal na piecu i rurach, czekalo na mnie bardzo optymistyczne powitanie. Wylazłam z kotłowni brudna jak nieboskie stworzenie, na schodach czekała H. "Madzia! Teraz mozesz za kopciucha w teatrze robic! Wujek dawaj aparat!". No coz... rzeczywiscie moglam robic i to bez charakteryzacji... i na dodatek pospiewac sobie jeszcze "Moje czarne stopy, czarne stopy..." wzorem Iwana i Delfina... Zeby przepydkiem nie bylo nudno H. wymysliła nowe zajecie: "Madzia, powyszukujmy brzydkich rzeczy na niebie..." Hmm skonczylo sie na najbardziej zbereznych dowcipach jakie znamy i probie uwiedzenia przez H. mojego sasiada... coz nie udalo sie, ma on zone i dziecko... A tak w ogole to mama znow popelnila swoj zyciowy blad... woscila mnie do kuchni. Mialam zrobic sos pomidorowy. Wyszła pomidorowa z kluskami lanymi... troche za malo wody dalam do zageszczacza... ale za to kluseczki jekie ladne wyszly, idealne, okraglutkie, pierwsza klasa... No i chwila przelomowa... Mama zamiast znow mnie zjechac z gory na dol, tylko smiala sie do rozpuku. Krok milowy w historii naszej rodziny. Milo bylo slyszec jak smieje... dawno nie bylo to taki szczery gleboki smiech... Jeszcze odpowiedz dla pytan w kometarzach. Moja mama uczy w klasach 1-3 w jedej z podoleśnickich szkol. Dzieciaki tworza jedyna taka klase w szkole, resza zachowuje sie juz "normalnie"...