02.06.2005 :: 08:23
Akcja "Suszenie Pratchetta" No niestety jakby malo bylo szkod moje okno przecieklo. Glupia Madzia oczywiscie, bo gdziezby indziej, wlasnie tam stawiala pozyczone ksiazki. Od poniedzialku latam z suszarka do wlosow i susze Pratchetta. Pol biedy byloby, gdyby nalezal on do mnie, troche wiecej niz pol, gdyby byla to ksiazka mojego honey, ale nie... kuzwa... moje genialne jhoney pozycylo ja od kogos, a potem mi. Problem polega na tym, ze wrecznie znosze tego kogos... Wrczoraj caly cholerny wieczor siedzialam z zelazkiem i strona po stronie prasowalam Pratchetta. Jeszcze opazylam sie w palec okladka, bo folia nieco nagrzala sie. Taka mala obserwacja fizyczna: papier kiepsko cieplo przewodzi. Uciekam bo dzisiaj jebana akcja "Pszczólki". Jakby babcia nie miala kogo zabrtac to tych pierdolonych owadow tylko mnie. I oczywiscie skonczy sie na tym, ze bede sterczec ptrzy jebanych ulach i latac jak ze sraczka z ramkami. Kurwa... za jakie grzechy...?