07.03.2005 :: 16:36
Enough... Na pomoc! Toż to jakis zmasowany atak na moje zdrowie psychiczne i rownowage emocjonalną. Jak tak dalej pojdzie to chyba zrobie komuś lub sobie krzywde... Ferie się skonczyły. Od pierwszego poniedziałku po feriach, od ósmej rano wysłuchuje seksualnej spowiedzi E. W poniedziłek jakos to zniosłam, wtorek cztery lekcje wiec dałam sobie rade, sroda - unikałam E. jak mogłam, czwartek co trzy minuty gryzłam sie w jezyk, na szczescie tylko pięc lekcji wiec jakos mi sie udało, piątek przeżyłam wspierana duchowo przez Propheta... Nadszedł poniedziałek a E. znowu swoje. Ze wszystkimi szczgółami, jak, gdzie, kiedy, jak dlugo, w jakiej pozycji i na domiar zlego - "Jestem w ciązy!". Rany boskie... Jakby mnie obchodzilo jej życie życie seksualne. Przeciez to paranoja. Takie chwile zostawia sie tylko dla siebie, a nie rozpowiada na prawo i lewo. Nie wiem czy ona probuje wywrzeć na mnie wrazenie, swoim pesudo-doświadczeniem, czy moze tym sposobem usiłuje naklonic do brania z niej przykladu? Jesli tak to jej sie nie uda. Nie podoba mi sie jej postepowanie. Facet od kilku miesiecy robi wszystko by ja do siebie zniechecic, a ona kurczowo trzyma sie go i nie zamierza poscic. Na studniówce czepiał się jej o kazdy szczegol, podwalał do innych lasek, a ona nadal jakkby nigdy nic wskakuje mu do łozka. Po czym opowiada jeszcze jaki to on jest cudowny i kochany. A ja koncze jako seksualny spowiednik E.S. Mam juz dosc. Chyba znow sie z nią pokłoce, bo pare dni bez wysluchiwania jej zwierzen działaja na mnie jak balsam. Eh... i jeszcze ostatni narzekania o dziecku i jak bardzo skopalo by jej życie. Nikt nie kazal jej tego robic, gumki tez mozna dostac w kazdym kiosku. Wiec jesli wpadli to sami sa sobie winni. Ludzkiej głupoty niestety nie jest mi żal. Nie zrobiłam "tego" jeszcze lecz nie potepiam seksu. Jak sie kochaja to prosze bardzo. Tylko najbardzie dziwi mnie to, ze E. czujac sie niedowartosciowana, ciągle usliluje pokazac, że jest czegos warta. A zatrzymujac faceta na wszelkie mozliwe sposoby przeczy samej sobie. Niektore kolezanki z mojej klasy juz potracily do niej szacunek. Ja jak na razie na razie gotowa jestem oddac krolestwo za mozliwośc niewysluchiwania jej wspomnien. A do matury jeszcze dwa miesiace chlip chlip... W ogole mam dosc wszystkiego ostatnio. Nawarstwia sie sprawdzianow, jakbysmy nie mieli sie czego uczyc. Idiotyzm... powinno byc prawnie zabronione robienie klasowek na dwa miesiace przed matura. Na domar zlego jeszcze rodzce mnie dobijaja. Ojciec ze swym zajebistym poczuciem humoru nic innego nie robi tylko nasmiewa sie z mego gotowania. Wiem, nie jestem utalentowana w tym kierunku jednak sie staram i ucze. To co umiem upichcić wychodzi mi calkiem niezle. On oczywiscie tego nie dostrzega i ciagle wypomina mi to co mi nie wyszlo. Tylko ze jakos jego obecnosc w kuchni ogranicza sie tylko do konsumpcji, ubicia kotletów i zrobienia herbaty (o ile nie kaze mi tego zrobic). Nigdy, przenigdy nie pokazal, że potrafi zrobic cos jeszcze procz zagotowania wody i przygotowania kanapki. Może jestem ograniczona kulinarnie, jednak przy nim moge bez wyrzutow sumienia określic siebie jako szefa kuchni (a mama to juz master!). Mamcia tez otatnio przesadza. Cigle lata ze mna i prosi bym cos zjadła. Nie lubie jesc! Rozumiem troskliwośc, jednak nie przepadam za nadgorliwością. Nadgorliwośc gorsza od faszyzmu jak to powiedział pewien mądry czlowiek. Eh... mam juz dośc. Może by tak wyprowadzic sie do dziadka... tylko tam nie ma internetu. Bez sensu...