23.02.2005 :: 10:29
Bliskie spotkanie trzeciego stopnia... z chirurgiem szczękowym. Juz mnie wyszstko boli na sama mysl. Spac nie moglam, bo moja wyobraznia tworzyla cos na kaształt chirurga-seryjnego mordercy. Wielka postac, w bialych gumowych rekawiczkach, czepku, z obcegami i wiertarka w dloni. Ale dosyc tego uzalania sie nad soba, trzeba przełamywac swoje leki. Od dzisiaj jestem dzielna! Wreszcie ujrzałam w ksiażce kres sredniowiecza. Ostatnie dwa rozdziały. Normalnie szczesliwa jestem. Tylko, że wiekszośc osob, ktore znam zabrała sie za maturke z polskiego, a moja nadal pozostaje w sferze planow. Chociaz, jakby nie patrzec to kwestia tygodnia. Wszystkie materialy mam, wiec tylko zebrac sie i napisac. No własnie tylko trzeba zebrac sie, a z moja mobilizacja nie najlepiej. No coz, ale jak ktos w dzien uczy sie histry, a w nocy gra w Blood Omena, albo bezskutecznie usiłuje zrobic szablon do bloga to wszystko wiadomo. Rożne to maturzystom rzeczy strzelaja do glowy... Post epilog: Mam jekies dziesiec minut na napisanie tej notki, moje Honey wlasnie je obiad na dole. A ja jesc nie moge chlip chlip. Po dwuch krzywych, aczkolwiek dorodnych osmekach pozostaly ziejace dziury. Wszyscy panikowali. Ja wygladalam jak duch, mamie sie rece trzesly, a facet myslal, ze mu mdleje na fotelu. Mi sie tylko niedobrze od znieczulenia zrobilo... W koncu juz zeby mnie uspokoic zaczal nazywac mnie kotkiem. Teraz jeszcze gora tabletek i moge zyc dalej.