21.02.2005 :: 12:03
Geny Śliczny zimowy poranek, lekka jak piorko sniegowa kołderka skrzy sie w promieniach slonca. Przy stole dwie rodzinki, przy wesolej rozmowie popijaja kawke. D: Jak skoncze osiemnascie lat tez bede pic kawe. M: Nie musisz konczyc osiemnastki by napic sie kawy. Ja: Po skonczeniu osiemnastki odkryjesz, ze jest masa rzeczy smacznejszych od kawy... D: Co? Moze piwo... Ja: E tam od razu piwo. Choc nie przecze, że wsrod piw sa perełki. C: Ja tam piwa nie lubie. M: Ja tez nie. Ja: Ja piwa nie pijam. Jest za gorzkie i od razu mnie cofa. Jeśli cos piwnego to tylko Gingeres i jemu podobne. Sa bardzo dobre. W: No co ty?! Jak piwo to piwo! Najlepsze jest tradycyjne! Piast czy Zywiec. G(najmłodsza - 11 lat i najbardziej pyskata w rodzinie - poza mna oczywiscie): Tak tato! Jak ty pijesz piwo to potem ci cuchnie z pyska... Wujek pozielenial, ciotka ryknela smiechem, a D zaczela sie dusic. Moja mama jako jedyna probowala ratowac biedna G. Niestety bezskutecznie. Jeszcze przez pare minut moja kuzyneczka usiłowała udowadonic tacie, za mu naprawde "cuchnie z pyska" po piwie, "tak samo jak jej rano". Niestety wujek, zdecydowany przeciwnik bezstresowego wychowania nie dal sie przekonac. Biedna G... Czeka ja dluga droga z tatusiem w jednym samochodzie... Ale jakby nie patrzec, swoje poczucie humoru i ciety jezyk G odziedziczyla po nim. Wujek tez potrafi walnac tekstem tego typu, tylko subtelniej dobiera swownictwo. Wiem, nieladnie jest obgadywac wlasna rodzine, ale zarciki i docinki wujka zdarzylo mi sie parokrotnie odczuc na wlasnej skorze, wiec nie jest mi go zbytnio szkoda. A tak poza tym rosnie kolejny pyskacz w rodzinie. Po mnie oczywiscie. Nie ma to jak geny... Znowu zaczynaja mnie meczyc dziwne sny. Dzisiaj we snie bylam w ciazy. Irracjonalne... zwlaszcza, ze jeszcze nie nie przekroczylam tej granicy... W kazdym razie, wiedzialam, ze nie jest to moja pierwsza ciaza (!), gdyz kiedys wiele lat wczesniej, urodzilam dziecko. Nie moglam sobie przypomniec co sie z nim stalo. Pamietalam, że sie urodzilo, nie wiedzialam jednak kto jest jego tatusiem, ani gdzie jest teraz. Bladzilam, pytalam sie mamy gdzie ono jest, jednak ona nie chciala mi nic powiedziec, caly czas wykrecala sie od odowiedzi, a ja mialam luke w pamieci. Bylam smutna i przygnabiona... nieszczesliwa. W koncu mama powiedziala mi, ze to nie bylo moje dziecko, tylko mojej babci (!). Okazalao sie, ze ten chlopiec jest juz dorosły. Jakas twarz mignela mi we snie. Wiecej nie pamietam... Wiem, jestem zakrecona. Czuje jednak jakis dziwny strach. Ile razy snia mi sie takie chore sny, tyle razy dzieje sie cos. Dziwaczna jestem. Chyba nie ma drugiego blogu na necie z takimi bzdurami... No niestety. Nie mam komu nawijac to musze sie wypisywac.