18.02.2005 :: 10:28
Home alone Wreszcie spokuj... Tylko ja, ksiazki i komputer. Nikt nie wrzeszczy, nikt nie piszczy, nie slychac "Moge to?", "Moge tamto?", "Moge pograc?", "Daj nam to!", a moj pokoj nalezy tylko do mnie. Tak tak... kuzyneczki wyjechaly i jeszcze zabraly ze soba moja kochana sistrzyczke. Dawno nie przezyłam takiego blogostanu... Nie moglam sie dopchac do kompa. Troche zaposcilam sie z notkami. Bo jak tu pisac cokolwiek jak ktos uporczywie gapi ci sie w monitor? Nawet na gg nie szło pogadac, bo bez przerwy jakis bachorek podchodził i pytał się "A o czym rozmawiacie?" Grrr... Jeszcze tylko sprzatne po sniadaniu i burdello, ktore bachory zrobily w moim pokoju i mam stuprocentowe ferie. Wiec dzisiaj tylko historia, telewizorek i Silent hill... W ogole sporo sie wydarzylo ostanio. Szkoda, ze nie moglam pisac o tym na bierzaco. Wczoraj ku mojej wielkiej konsternacji tatus zabral nas do kina. Oczy z lekka wyszly mi z orbit. Co prawda mama go pogonila, a dzieciarnia przez dwa dni chodzila i przypiminala mu o wyjezdzie. W koncu odkleil sie od monitora i pojechalismy. "Dajcie mi spokuj! Zle sie czuje! Jestem zmeczony!" On zawsze sie zle czuje jak cos odrywa go od czatu. Przy czym to ja jestem najwiekszym netoholikiem w rodzinie. Ale to juz z zupelnie innej beczki, wiec innym razem. W koncu mu przszlo, nawet oblecielismy razem Korone. Zwierzaczki i ksiegarnia w Geancie łagodza obyczaje! Film tez mu sie spodobal, wiec moze uda sie go naciagnac drugi raz. Tak poza tym to nabawilam sie kolejnej blizny na psychice. Ktora to juz? Chyba cos kolo pietnastej. Wieczorkiem z mamcia obejrzalysmy sobie "Klatwe". Wszystko byloby dobrze gdyby nie to, ze musialam spac sama na dole! Nie dosc, ze w salonie ciezko sie zasypia, uderzane wiatrem dzwi balkonowe sycza, a lodowka w kuchni obok wlacza sie i wylacza. Nie spalam do trzeciej. Niby sie nie balam. Tylko kazdy najmniejszy szelest budzil mnie ze snu. W dodatku krzaki za oknem mialy takie dzwine ksztalty. A na klatce schodowej widac bylo jakies cienie. Jednak ten film czegos mnie nauczyl. Po pierwsze: zadnego blakania sie po strychach, po drugie: nigdy nie pracowac w opiece spolecznej, bo nigdy nie wie sie gdzie sie trafi. Dzis w nocy jeszcze bylam swiecie przekonana, zeby nigdy nie wyjezdzac do Japoni, ale to nie wina kraju, ze zdarzaja sie tam takie patologie. Ech... troche dziwnie sie czuje na mysl o wieczorze. Mam nadzieje, ze mama wkrotce wroci. Wyniki przszly i co najdziwniejsze sa w normie. A włosy jak wypadaly tak wypadaja. Moze teraz jak je scielam troche sie ustabilizuja. Tak tak... scielam wlosy, moje sliczne dlugie wlosy. No juz nie takie sliczne, aczkolwiek takich krotkich to ja nie mialam od podstawowki, ale sie dobrze czuje, bo przynjamniej nabraly troche objetosci, jakby je jeszcze zakrecic to ju by bylo cacy. Dzisiaj bede kombinowac. W kazdym razie w ferie czekaja mnie jeszcze kolejne badania i chirurg szczekowy. Ósemeczki daja o sobie znac. Brrr juz sie boje. Chociaz wole je usunac jakby ktos mial mi je kiedys rozwiercac. Nie cierpie dentystow. Ale sie rozpisalam. Kilka dni, a juz stesknilam sie za tym wszystkim. Za blogiem, komentarzami, Kijo. W ogole pisanie dzinnika pomoglo mi. Przez cala jesien chodzilam przygnebiona. Nic niedzialo sie w moim zyciu, a moze nie potrafilam tego dostrzec? Dobijalo mnie to. Dzieki pisaniu odkrylam, ze zawsze jest cos co odroznia dzien od dnia...