07.02.2005 :: 19:31
Pokonując samą siebie... Stawiłam dzis czoło problemom. I wygrałam. Czuje sie dziwnie i fajnie jednocześnie. Zawsze, gdy nawarstwiło się obowiązkow, gdy czyłam, ze mam nóz na gardle po prostu uciekałam. Czekałam, az burza minie, dopiero wtedy robiłam to co do mnie nalezy. Juz bez stresu, bez pośpiechu. Przez cały weekend coś tworzyłam. Tu prezentacja na angielski, tam zadania z matematyki, poprawiłam moja prace na konkurs (trzymajcie kciuki!), sprzatanie... I w sumie nie wyrobiłam się ze wszystkim. Lenistwo w sobote wzielo gorę, a niedziela byla za krotka. Przez caly wieczor kombinowałam jak nie pojsc do szkoly. Jednak nie mogłam ani zostawic dziewczyn na lodzie z dialogiem na niemiecki ani nie stawić się na umowiona prezentacje z angola. Poszłam... i zyje. A mialam taka ochote zwiac. Wiem, jestem tchórzem, ale taka juz moja natura. Zawsze uciekam... Ciesze sie z jeszcze jednej rzeczy - swa prezentacje wyrecytowalam bez zajakniecia. Ha! Praca nad soba nie idzie na marne.