04.02.2005 :: 17:55
In sleep he sang to me, in dreams he came... Po prostu cudo, dzieło ludzkiego geniuszu. Dawno film nie wywarł na mnie takiego wrażenia. Nic tylko westchnąc glosno achhhh... Mowa oczywiście o "Upiorze w operze". Sporo juz czasu minęlo od "Chicago"... Czemu tak zadko kreci sie musicale? To chyba jedyny gatunek, gdzie muzyka i obraz tak doskonale się uzupełniaja. Dobra muzykę słyszałam w wielu filmach, jedna była ona tylko podkreśleniem, urozmaiceniem. W "Upiorze" dzwięk jest wszechobecny, tworzy nastrój. Muzyka jest nieziemska. W koncu po częsci tworzył ją moj ukochany Nightwish, wiec jak mialaby nie byc? Miejscami mroczna i niespokojna, gdzie indziej romantyczna i nastrojowa... No i ten obraz. Stara, przepiekna opera z labiryntem korytarzy i ogromnym kryształowym kandelabrem... Wszystko bogato zdobione, pozłacane rzeźby, fotele obite czerwonym aksamitem. Nie zapominajmy o aktorach, ktorzy sporo musieli wydac na lekcje spiewu, ale pieniadze nie poszły na marne bo wychodzi im to genialnie. Rewelacyjny taniec... po prostu majstersztyk. Zwłaszca w scenie maskarady, gdzie tanczą na schodach. Pewnie jeszcze bedę ochać i achać przez tydzien, a przy najbliższej okazji wybiorę się ponownie. Po prostu cudo... Musze jeszcze podziekować mojemu Prophecikowi za wyjazd. Prophet dziekuje! słyszysz? DZIEKUJE!